Dzisiaj było naprawdę zajebiście. Rano miałam mega motywacje, znajdłam na śniadanie tylko jabłko i troszkę kefiru, potem w ciągu dnia wypiłam cappucino i zjadłam wafla ryżowego. Wróciłam ok. 15.00 do domu, nie zjadłam obiadu.
Boże, dlaczego ja zawsze muszę wszystko zepsuć? Wszystko czego się podejmuję, kończy się porażką.
Potem mama przywiozła truskawki, myślę sobie "w sumie trochę owoców mi nie zaszkodzi..." no i wrzuciłam ich trochę do miseczki. Obok stała moja siostrą i właśnie sięgała po czekoladę. Nawet nie ogarnęłam, kiedy powiedziałam jej, że może mi dać kawałek, a czekoladą już leżała obok truskawek. No i znowu sobie myślę, że troszkę czekolady mi nie zaszkodzi. Akurat.
Kończę jeść i jedna część mnie mówi "tyle już zjadłaś, nie waż się nic więcej tknąć, nie zawal tego dnia", a druga przekonuje mnie, że zjadłam tak mało i kawałeczek świeżej bułki mi nic nie zrobi. Ta druga "ja" wygrała. Z racji tego że bułki były ciepłe, a niestety takie uwielbiam, zjadłam całą. Z serem. Już nie będę dalej pisać, jakie jeszcze tony jedzenia pochłonęłam, bo to chyba nie ma sensu.
Muszę coś zmienić. Muszę wziąć się w garść. Jutro spróbuję zostać w domu, nic nie zjem.
Trzymajcie się 💞
Przykro się to czyta, serio... Mam nadzieję że już nie będzie takich sytuacji? To po prostu smutne ;ccc
OdpowiedzUsuńTrzymaj się chudo.