Dzisiaj po dłuższej przerwie poszłam do szkoły, miałam wrażenie, że wszyscy się na mnie patrzą, ale starałam się myśleć, że tylko tak mi się wydaje. Na drugiej lekcji przyszła pielęgniarka i powiedziała, że będzie nam mierzyć ciśnienie i mamy przychodzić do niej pojedynczo. Nie powiem, trochę się przestraszyłam, że będę musiała dać rękę, na której blizny są dość duże, ale przecież niedawno miałam podobną sytuację i lekarka nawet nic nie skomentowała.
Jak przyszła moja kolej, starałam się uspokoić i dałam tą "ładniejszą" rękę, do której myślałam, że się nie przyczepi. Błąd. Kazała mi pokazać też drugą (bogu dzięki, że nie miałam żadnych nowych ran). Nie miałam wyjścia, w końcu i tak by się kiedyś wydało i podciągnęłam rękaw, na co ona tylko spojrzała i zawołała pedagoga. Przez pół godziny ze mną rozmawiała, a raczej to ona mówiła, a ja tylko co jakiś czas coś odpowiedziałam. Miałam wrażenie, że ktoś związał mi gardło, nie potrafiłam powiedzieć nic sensownego. Zapytała mnie, czy mam gdzieś jeszcze jakieś blizny - automatycznie zaprzeczyłam (kłamczuszek), a ona tylko się na mnie spojrzała i powiedziała, że jutro mam przyjść do psychologa. Nie będę teraz streszczać całej rozmowy bo była ona co najmniej nudna.
Z jednej strony, jestem na siebie cholernie zła, że nie posiedziałam jeszcze jednego dnia w domu, ale z drugiej, może w końcu się ogarnę. Nie wiem tylko, czy mam jutro powiedzieć o całym tym "odchudzaniu". Nie wiem nawet, czy będę potrafiła cokolwiek powiedzieć. Nie umiem rozmawiać o tym co czuję, o tym co siedzi mi w głowie. Nie chcę kończyć odchudzania, ale nie chcę też wpaść w jakąś pieprzoną bulimię, a jak na razie, to jestem na dobrej drodze, żeby zbierać na nowe zęby.
Tak na koniec, to w sobotę (wtedy miałam dobry humor) pomyślałam sobie, że może ja tak naprawdę nie jestem AŻ tak wielka jak mi się wydaje, bo w końcu dziewczyny w mojej klasie nie ważą więcej ode mnie,więc pojechałam na zakupy po jakieś spodnie, ale jak zobaczyłam te wszystkie manekiny z chudziutkimi nogami to głosik w mojej głowie zaczął się ze mnie śmiać - jak ja nawet mogłam tak pomyśleć?
Bilans:
-1,5 banana,
-ciastko owsiane,
-2 kromki chleba razowego
-3 łyżki ryżu
-wafel czekoladowy (po części zwymiotowany)
-rogalik z dżemem x2
Razem: 485kcal + 400kcal
Tych ostatnich chciałam się pozbyć w całości, ale na (nie)szczęście się ogarnęłam.
To chyba tyle. Nie wiem, kiedy znowu się odezwę, ale do Was zaglądam zawsze. Wybaczcie tylko, jeśli jest trochę chaotycznie, ale jestem strasznie zmęczona i cały czas myślę o tym co się stało i o tym co będzie jutro.
Chyba za dużo myślę.
,,Nigdzie nie jesteśmy bardziej samotni, niż leżąc w łóżku, z naszymi tajemnicami i wewnętrznym głosem, którym żegnamy lub przeklinamy mijający dzień."
~J. Carrol
Trzymajcie się chudo!
A, no i tytułowe "52" to moja waga.
Strasznie wyglądają te liczby.