Dzisiaj rano śniadanie z tatą, więc nie miałam się jak wywinąć, zjadłam grahamkę z chudym twarogiem, do tego kawa z odrobiną mleka.
Około 10.30 przeszłam się na plażę z A., po drodze poszłyśmy na lody - matko, było ponad 40 smaków, z tego o smaku brownie (uwielbiam :c), ALE przezwyciężyłam samą siebie i wzięłam dwie małe gałki sorbetów (arbuzowe i cytrynowe). Akurat była piękna pogoda więc godzinę leżałyśmy na plaży, potem zrobiłyśmy godzinny spacer, po którym wróciłyśmy do domu.
Podczas picia na tarasie popołudniowej kawy, osa usiadła mi centralnie nad kolanem - boże, jakie one są straszne (!) - myślałam, że jak nie będę się ruszać, to zwyczajnie sobie odleci a tu baaaam i mnie ugryzła (albo użądliła?), no więc nogę mam załatwioną, cholernie boli jak zginam. A jutro miałam mega ochotę pojechać na rower :<
Przed obiadem udało mi się wyrwać A. na 1,5h zakupów, więc myślę, że chociaż trochę dodatkowo spaliłam, bo poszliśmy do restauracji (znowu) i porcje były naprawdę spore - zamówiłam sałatkę z kurczakiem, pesto, prażonymi ziarnami i mango, z czego tata nie był zadowolony (bo przecież nie jem jak człowiek tylko jak zając), więc zjadłam jeszcze pół talerza barszczu (120ml) i dwa pierogi.
Przeszliśmy się jeszcze chwilę po mieście, wypiłam trochę soku z grejpfruta, a w domu zjadłam pół banana.
Przed chwilą obejżałam ''Love, Rosie" - po wczorajszym filmie, który co trzeba przyznać był cudowny, jakoś miałam ochotę obejżeć coś jeszcze z udziałem Sama Clafina i tu znowu powiem, że film był świetny.
Z dzisiejszego dnia jestem wsumie zadowolona, nie tknęłam nic czekoladowego (a ostatnio coś mnie ciągnie do czekolady i ogólnie do wszystkiego co słodkie)!
Jutro pod wieczór przyjeżdża mama - będzie trudno mało jeść, ale dam radę. Na śniadanie planuję zjeść marchewkę i wafla kukurydzianego, na obiad trochę ryżu, szpinak i może kurczak, w ciągu dnia może się zdarzyć jakiś sorbet. Chcę już jutro. Chcę położyć się spać głodna. Chcę obudzić się chudsza.