piątek, 29 lipca 2016

Wybór kształtuje rzeczywistość

Trochę się "pozmieniało'', mam wrażenie, że ta osóbka siedząca w mojej głowie - ta, która uwielbia głód i zamyka się w sobie, na chwilę mnie opuściła, przestała się mną interesować lub spuściła mnie z oczu. Wyobrażam sobie jakbym była do niej przywiązana, a teraz ktoś poluzował ten sznur i mam szansę uciec. Pytanie tylko czy chcę?

Środa nie była taka zła, wykroczyłam poza limit ok.100 kcal, ale dużo ćwiczyłam więc myślę, że nie ma co narzekać, czwartek za to był totalną klapą, totalną, wzięłam 3 tabletki na przeczyszczenie, ale nic nie podziałały (czego można było się spodziewać).
Dzisiaj i wczoraj (mimo tego, że zawaliłam) mam nadzwyczaj dobry humor, waga spada dość powoli, minimalnie, ale za to widzę, że centymetry spadają. Wstałam o 12:30, gdzie normalnie wstaję ok. 8-9:00, poodkurzałam i pozmywałam podłogi, a resztę dnia siedziałam na dworze i czytałam książkę (no przecież jak tu nie wyjść, gdy taka piękna pogoda?).



Ach, dzisiaj też przyszła moja bluzka, kompletnie o niej zapomniałam,
czekałam na nią chyba z miesiąc (kojarzycie BVB? :>).

Poza tym, tata zrobił "niespodziankę" (o której widziałam), przyjechał dzisiaj, miał przyjechać za dwa tygodnie i powiedział, że jutro płyniemy do Szwecji z okazji urodzin mamy (ona z początku nie była zadowolona, co nie powiem - było troszkę zabawne, mówiła, że teraz nie ma czasu się spakować itd.) mi ogólnie pomysł się podoba, w Szwecji jeszcze nie byłam, ale nie wiem jak będzie tam z dietą, nie wiem też czy będzie internet, powinno być wsumie wifi, postaram się chociaż komentować wasze posty.

Bilans:
- jabłko,
- kromka chleba razowego,
-pół naleśnika razowego,
Razem: 240/250 kcal


Trzymajcie się chudo ;**

wtorek, 26 lipca 2016

"Kiedy gram, to po to, żeby wygrać"

Wstaję, idę na spacer, coś poćwiczę lub porysuję, robię obiad, czytam książkę, obejrzę jakiś film, idę się myć i spać. I tak przez cały lipiec. Beznadziejny, monotonny schemat. Jak nie mam co robić - wariuję, wszyscy znajomi wyjechali, a ja pogrążam się w moim schizofrenicznym świecie.
Uwielbiam go.
Jestem kim chcę.
<a jednak nie do końca>

Co do sbd, już wczoraj mama powiedziała, że dzisiaj wszyscy jedziemy do pizzeri - nie było szans żeby się wykręcić, więc głodówkę przełożę sobie na inny dzień. Jutro - chyba dam radę. W końcu to dieta jest dla mnie, nie ja dla diety. 
Przed wczoraj dostałam okres i od tego czasu waga nie spadła, wręcz wzrosła o 0,3 kg. Mogło być gorzej, wczoraj miałam napad...
Ach, oby to wszystko było winą okresu.

Bilans - poniedziałek: powyżej.. hm.. 1500kcal? ^^

Bilans dzisiejszy: 
-kawałek pizzy (ok. 250 kcal)
-nektarynka (50 kcal)
 Razem: 300 kcal

Dzisiaj po południu byłam też na zakupach, już stałam przy zamrażarkach, już wybierałam sobie loda, już po niego sięgałam i na szczęście jakiś głosik w mojej głowie przemówił mi do rozsądku - jakiś mały Magnum nie może zaprzepaścić moich marzeń. Pewnie i tak nie skończyło by się na jednym.
Ogólnie dzisiaj czyhały na mnie same pułapki, to rano babcia przyniosła cieplutkie bułeczki - już z daleka widziałam jak się do mnie uśmiechają, potem siostra znikąd wyciągnęła oreo, a na koniec mama przyniosła precle i torcik czekoladowy.
A ja nic.
Nic nie tknęłam, chociaż były momenty w którym druga część mnie mówiła, że taki maleńki kawałeczek to prawie nic, nie zaszkodzi jak zjem.
Pff.


Trzymajcie się chudzinki! ;*

niedziela, 24 lipca 2016

"Ciało ironicznie mi się przygląda... "

Dieta idzie mi już dobrze, trochę gorzej z psychiką. 

"Czy jest coś gorszego niż śmierć? Życie - jeżeli pragniesz umrzeć "

I tak oto, ten cytat w pewnym sensie podsumowuje mój jakże radosny dzień. 

Bilanse:
Sobota - 500 kcal
Niedziela - 440 kcal

piątek, 22 lipca 2016

Wyczer­pa­na cze­kaniem na lep­sze jutro.

Mam ochotę odciąć sobie część mnie,
kawałek ciała i ten głos, który każe mi jeść.
Chcę zniknąć, ale nie mogę się poddać, nie mogę.
Nie zrobię tego.
Nie jutro, nie od poniedziałku,
już od teraz będzie lepiej.
Wierzę w siebie.
W tą część mnie, która schudła do 47,8 kg.
Ta, która przytyła do 50,1 od teraz idzie w zapomniane.

Wczoraj było dobrze,
dzisiaj znowu źle.
Jutro będzie dobrze.
Pojutrze będzie dobrze,
dam radę.

Plan na jutro:
Ś: 30 kcal
O: 200 kcal?
K: 50 kcal

Jeden dzień to jeszcze nic straconego... Brawo, brawo, brawo. Cały lipiec do dupy.
Ale przede mną cały sierpień.. 
We wrześniu stanę przed lustrem 7kg chudsza.


środa, 20 lipca 2016

"Postęp to znaczy lep­sze, a nie tyl­ko nowe."

Wróciłam od babci dopiero dzisiaj, trochę się przedłużyło, dlatego SBD zaczynam dopiero jutro. Przez te kilka dni zrobiłam sobie "przerwę" (?) od any, starałam się nie liczyć zbytnio kalorii, a skupić się bardziej polepszeniem relacji z rodziną i przemyśleniu wszystkiego jeszcze raz.
Pamiętam jak któregoś dnia w czerwcu weszłam na wagę i zobaczyłam 47.8 kg (<3), teraz pierwszą rzeczą jaką zrobiłam po wejściu do domu, było ważenie... 50.5 kg. Załamało mnie to mniej niż myślałam, u babci jadłam sporo, jadłam ok. 1300 - 2000 kcal, zero słodyczy (no, może trochę ciasta :/), a byłam przygotowana na znacznie gorszą liczbę.
Nie żeby taki wynik mnie satysfakcjonował...

Dzisiaj zjadłam mniej, żeby przygotować się na niskie bilanse, coś koło 1000 kcal, rano dwie godziny sprzątałam w domu, potem grałam chwilę z bratem w nogę, dosyć długo siedziałam na dworze i czytałam książkę no i jakoś czas zleciał.

Doszłam też do wniosku, że moim sprzymierzeńcem na pewno nie jest chleb :/ Potrafię go jeść.. oj dużo. Pamiętam, kiedyś na napadzie zjadłam 3/4 całego bochenka... Jezu XD
Chyba podejmę się jakiegoś wyzwania "x dni bez chleba", na początek niech będzie 15. Nie pozwolę, żeby jakieś głupia bułka zepsuła moje marzenia.

Zrobiłam też sobie taką "listę" rzeczy, które chcę zrobić na sbd:
  1. 2 szklanki zielonej lub czerwonej herbaty dziennie (minimum),
  2. Zawsze rano seria brzuszków i rozciąganie,
  3. ok. 4 posiłki dziennie (ta, posiłki po 25 kcal),
  4. 2-3 razy w tygodniu trening cardio min. 30 minutowy,
  5. Codziennie 20min ruchu (chociaż spacer, koniec leżenia na kanapie!)
  6. Jedzenie po 18:00 zabronione,
  7. W tygodniu zero słodyczy, ewentualnie w niedzielę kakao/lody (wliczone do bilansu)
  8. Piątek to od teraz "beauty piątek" (chyba wiecie o co mi chodzi? xD)
  9. Nadprogramowe kcal trzeba spalić, koniec z Mią.
Ok, chyba starczy. Jak na razie nigdzie nigdzie się już nie wybieram, więc posty będą raczej codziennie.
A, jutro idę do dentysty! Normalnie panicznie się go boję, ale będę miała coś robione (nawet nie wiem co?), a potem kilka dni nie będę mogła jeść twardych rzeczy, więc jest dobrze.
Jak miałam pierwszy tydzień aparat na zęby, jadłam tylko 2-3 zupki dla dzieci, ok 150 kcal i pamiętam, że tak pięknie schudłam ;( <3
Teraz też mi się uda, do września chcę mieć przynajmniej 43kg...

,,Kto wal­czy, może przeg­rać. Kto nie wal­czy, już przegrał.''



Trzymajcie się chudzinki! 

piątek, 15 lipca 2016

,,Głębo­ki upa­dek pro­wadzi często do wiel­kiego szczęścia"

Nie wiem czy pisać tego posta. Nie chcę żeby co drugi zaczynał się od słów "zawaliłam". Tak bardzo chcę już schudnąć a jednak potrafię zjeść trzy lody naraz. Omnomnom :>
Jaki wstyd.
Na razie zawieszam SBD, ale w poniedziałek znowu do niej wrócę. W weekend chyba jadę do babci, tam jest lepiej, będę mogła sobie wszystko przemyśleć. Chcę Wam w poniedziałek napisać, że dzień poszedł zgodnie z planem.
Na dzisiejszy dzień już nic nie poradzę. Ugh, nienawidzę swojego łakomstwa. 3 lody naraz… Zadziwiające jest też to, że trochę mnie to bawi, nie wiem czemu. Może to i dobrze, przynajmniej nie skończę z pochlastanymi nadgarstkami :>
Trochę też dzisiaj ‘’ćwiczyłam’’. Włączyłam sobie na YT jakieś cardio (aż 10 minutowe :o), zrobiłam całe i normalnie mi się zrobiło siebie żal, że już odpadam. Jeszcze niedawno mogłabym zrobić takie 2, może 3 pod rząd. Trzeba to naprawić.    Potem, przez 30 min (lub 25 :3) kręciłam hula-hop (co do tego, to chyba jutro jadę do sklepu po jakieś cięższe i porządne bo to co mam to.. no szkoda słów – ani żadnego specjalnego obciążenia nie ma, a na dodatek mam wrażenie, że zaraz się połamie xD)
Po weekendzie miałam z A. (koleżanka) pomysł, żeby jechać do Gdyni i tam codziennie chodzić na fitness, zumbę czy coś, bo tak się składa, że tam takie zajęcia prowadzi mama A., więc może uda mi się jeszcze więcej zrzucić c: Jak jestem w domu to specjalnie nie mam warunków, żeby ćwiczyć – zawsze ktoś jest w domu, co chwile ktoś coś ode mnie chce, to wynieść śmieci, to pomóc w gotowaniu. Teoretycznie mogłabym wyjść na rower, ale jakoś mi głupio samej, nie wspominając już o tym, że akurat trasa którą jeżdżę przejeżdża przez takie jeziorko – miejsce schadzek wszystkich ‘’swagerów’’ (o ile tak to się pisze? xD). Wiecie, tacy niby „cool’’ bo mają papierosy :> Ok, może nic bym do nich nie miała jakby się do mnie nie przywalali. Serio, oni myślą, że komplementem jest ‘’fajną masz dupe”. No błagam.
Dobra, koniec. Bilansu dzisiaj nie wstawię, będziecie musiały mi wybaczyć :3

Trzymajcie się chudziutko! ;*

czwartek, 14 lipca 2016

"Łat­wo jest uwierzyć w siebie, gdy się kłamie, ponieważ wtedy mówi się o kimś innym."

Rano czułam się potwornie po wczorajszym obżeraniu się, ale weszłam na wagę. Stawiam jedną nogę, drugą. Patrzę i co widzę? 46.4 kg. Nie wierzę. Patrzę jak głupia na te cyferki. Schodzę. Wchodzę jeszcze raz. Patrzę. Znowu 46.4 kg. Matko, to nie możliwe. Znowu schodzę i wchodzę jeszcze raz.
49.5 kg.
Kurwa. Nie cierpię jak waga robi mi takie coś. Ale teraz mam jeszcze większą motywację. Będę miała te 46.4. Już niedługo c:

Bilans:
- trochę jogurtu 0%,
- pół grahamki,
- pół szklanki mleka 0,5%,
- naleśnik (z mąki razowej),
- smażone warzywa po chińsku
Razem: 460/300 kcal

Ćwiczenia:
- 15min hula-hop (ps. ktoś wie ile takie kręcenie spala? xD)
- 15min cardio (-100 kcal)
(ok, muszę więcej ćwiczyć, wiem)

+ rano godzinkę sprzątałam w domu więc też troszkę spaliłam, potem pół godziny byłam na zakupach, więc myślę, że mimo tych 160 kcal ponad limit jest całkiem dobrze. Zwłaszcza, że wczoraj miałam ochotę się poddać.. Ale nie zrobię tego. Będzie lepiej. Już jest lepiej.

"Mogę zaakceptować porażkę, ale nie mogę zaakceptować braku próby."


Trzymajcie się chudzinki ;*

środa, 13 lipca 2016

Teoretycznie jestem, w praktyce gorzej

Uczucie beznadziejności. Nienawidzę tego. Chodzę z kąta w kąt, nie wiem co robić. Chcę poczuć głód, chcę nie jeść przez długi czas, a z drugiej strony zjadłabym wszystko.
Nie mam siły płakać, nie widzę nawet takiego powodu.
Mogę sobie zaplanować na kilka dni głodówkę, ale po co? Mam wrażenie, że są mnie dwie - jedna bez wątpienia dałaby radę, a druga w kółko powtarza "taki mały kawałek ci nie zaszkodzi", "to tylko mały batonik, no już, jedz".
Codziennie robię sobie plan dnia, jadłospis, a i tak kurwa się go nie trzymam. Muszę coś zrobić, muszę.

Bilans - wtorek: 0 kcal
Bilans dzisiejszy: powyżej 1300 kcal (poniżej 2000 kcal)

poniedziałek, 11 lipca 2016

1.,2. SBD

Wczoraj wszystko miało pójść dobrze, ale na kolację (której zwykle nie jem) pojechaliśmy na sushi - lepsze to niż pizzeria. Rano jeszcze byłam na godzinnym spacerze (-150 kcal) więc myślę, że jako tako się wszystko uregulowało. 
Dzisiaj chciałam iść pobiegać, jest już po 12.00, a od 7.30 pada więc chyba dzisiaj sobie odpuszczę i wezmę się od nowa za hula-hop. Tata przyjechał na weekend i powiedział, że zostaje do dzisiaj wieczorem.. Uff.. Jutro głodówka - jakby został na bank bym nie dała rady. Za to na śniadanie zrobił naleśniki - cały limit poszedł na jakieś głupie pół smażonego placka :<.

Bilans - niedziela:
-kromka chleba razowego + łyżeczka twarożku (95 kcal),
-trochę mleka 0% (25 kcal),
-kawałek jabłka (30kcal),
-zupa warzywna (100kcal),
-warzywa gotowane na parze (fasolka, brokuł, ziemniaki (100 kcal).
-sushi (100 kcal)
Razem: 450/350 kcal

W sumie, gdybym odjęła od tego spalone kcal na tym spacerze, to idealnie się zmieściłam w limicie..

Razem: 300/350 kcal?

Bilans dzisiejszy: 
- pół marchewki (7 kcal)
- pół naleśnika z mąki razowej + kilka malin (90 kcal)
Razem: 97/100 kcal

Nic już dzisiaj nie zjem, na pewno nie z własnej woli - jak już to wszystko spalę..



Trzymajcie się chudzinki ;*

sobota, 9 lipca 2016

,,Jut­ro jest zaw­sze czys­te, nies­ka­lane żad­nym błędem."

Stanęłam na wagę. Myślałam, że się załamię... 50kg.. Jednak wyjazd zrobił swoje. 
Ale będzie lepiej.
Już jutro zaczynam SBD. 
Bilans:
- 2 kromki chleba orkiszowego z ketchupem (200 kcal),
- łyżka musli z 2 łyżkami jogurtu (60 kcal),
- kawałek ciasta marchewkowego (150 kcal),
- zupa warzywna (90 kcal)
Razem: 600 kcal

Miało być trochę mniej. No trudno. Dzisiaj chyba ostatni dzień, kiedy mogłam sobie pozwolić na ciasto. 


Trzymajcie się ;***

piątek, 8 lipca 2016

tytuł: brak

W końcu spałam 8 godzin. Z jednej strony fajnie, z drugiej nie - zwykle jak tyle śpię, mam jakieś dziwne sny. Oczywiście dzisiaj też miałam i potem cały dzień rozmyslałam nad jego sensem i dlaczego akurat teraz mi się przyśnił... Mianowicie sen był o tym, że spędzałam wakacje z D. "Fabuła" nie była zbyt ciekawa, w sumie jej nie pamiętam, ale zdziwił mnie fakt, że był w nim akurat D. Kiedyś odgrywał dość istotną rolę w moim życiu, ale jak 3 lata temu się wyprowadzilam, kontak urwał się całkowicie. Był dla mnie bardziej jak brat, niż ktoś, kto potencjalnie mógłby być moim chłopakiem (?). Po wyprowadzce zbyt dużo o nim nie myślałam (ok, może troszkę), ale jednak czulam jakąś pustkę - w końcu spędzaliśmy co najmniej 5-6 dni w tygodniu razem, więc czemu się dziwić? Niemniej jednak, kompletnie zaskoczyła mnie jego obecnos w moim śnie. Chcialam o nim zapomnieć, prawie się udało, a tu nagle jakieś sny, w dodatku realistyczne. Nie chciałam się przyznać samej sobie, ale w końcu muszę - braku mi go. Bardzo. Nie widzieliśmy się tyle czasu, ciekawe czy mnie pamięta. Może zapomniał. 

W sumie, po co ja to tu piszę?

Bilans dzisiaj:
- 2 kromki chleba żytniego z twarogiem,
- 2 kromki chleba żytniego z pomidorem i ogórkiem,
- trochę musli z jogurtem 0%,
- kawa inka (dwie łyżeczki),
- kiwi,
- sałatka (pomidor, arbuz, kiełki, pestki dyni)
- ziemniak,
- filet z piersi z kurczaka (ok. 40g),
- koktajl truskawkowy,
+ Jakieś ciasto od cioci, za nic nie chciała powiedzieć z czym/z czego jest
Razem: 700 kcal + ciasto niewiadomego składu, na moje oko mogło mieć w kawalku z 300 kcal.

Ok, to dużo. Trochę spaliłam jak rano myłam i odkurzalam podłogi (ok. 1h), potem byłam na spacerze w dość szybkim tempie na 30min... Chyba nie jest źle. Mogło być gorzej (mogło być lepiej).
Dzisiaj też ogarnęłam, że SBD zaczyna się w niedzielę - jutro muszę przygotować się na niższe bilanse - sobota: ok. 400 kcal - chyba dam radę.

 Trzymajcie się chudo!  ♡


czwartek, 7 lipca 2016

dobrze, ale źle

,,Czasami nawet, gdy przegrywamy, jesteśmy wygrani, czasami, gdy wygrywamy, jesteśmy przegrani."

Nie wiem czy dzisiejszy dzień i wczorajszy zaliczyć do udanych, lub chociaż "nie zawalonych po całości".
Jem za dużo słodyczy.
Jem za dużo chleba.
Jem za dużo.
Wczoraj byłam 5h na zakupach, trochę się nachodziłam i pewnie też trochę spaliłam.
Dzisiaj wstałam o 7.30, musiałam posprzątać cały dom, pani od sprzątania nie mogła przyjść, więc padło na mnie. O 9.00 zrobiłam sobie "przerwę", zrobiłam siostrze śniadanie - naleśniki, skusiłam się na jednego. Na swoją obronę napiszę tylko, że był razowy, ze szpinakiem fuj, smażone. Skończyłam sprzątać o 10.30, ogarnęłam tylko połowę domu, resztę dokończę wieczorem. Potem, o 12.00 miałam się spotkać z przyjaciółką, ale zadzwoniła, że coś jej wypadło - tak więc stwierdziłam, że obejrzę sobie jakiś film, w końcu mi się należy po tylu godzinach sprzątania.Już nawet nie pamiętam co oglądałam, bo zasnęłam. Jak się obudziłam, siostra akurat piła kakao i jadła jakieś ciasto, chyba z karmelem. Miałam taką ochotę jej to wszystko zabrać i sama zjeść (xD), ale zrobiłam sobie kawę i zjadłam batona musli. Nadal mi się nic nie chciało, więc włączyłam tv i pierwszym kanałem, który mi się włączył, był polsat. Akurat trafiłam na fantastyczny (czujecie sarkazm?) serial, pod tytułem ,,Słoiki''... Serio, kto to ogląda? xD Stwierdziłam, że nie będę tego oglądać i poszłam sobie zrobić tosta. Wstyd. Już wolałabym oglądać ten paradokumentalny pseudo-serial.

Bilans wczorajszy:
-100g jogurtu 0%,
-pół bułki z dynią,
-trochę kaszy gryczanej i kuskusu,
-pół tortilli pełnoziarnistej z warzywami,
-pół szklanki soku grejpfrutowego,
-latte (ok.300g)
Razem: 575 kcal

Bilans dzisiejszy:
-3 łyżki płatków jaglanych + 3 łyżki mleka 0%,
-mały naleśnik ze szpiankiem,
-baton musli,
-kawa,
-tost (ser+keczup+szynka+pomidor)
Razem: 760 kcal

Boże.

Chcę już poniedziałek. Nie będzie rodziców (dzisiaj też nie było, a mimo to zawaliłm, świetnie), ma być ładna pogoda - pójdę w końcu na rower lub pobiegać. 
Nie mogę już zawalać.


Trzymajcie się ;*


wtorek, 5 lipca 2016

"...Móc w lus­trze spoj­rzeć so­bie w oczy z sa­tys­fak­cją, to zwycięstwo."

Znowu mało spałam. Dzisiejszy dzień był dobry. Albo zły. Nie wiem. Bilans mam ok. Za mało ćwiczę. Prawie wcale. Mam za słabą kondycję. Czas to zmienić.

Rano byłam na zakupach, znalazłam świetną sukienkę, był tylko rozmiar xs - wzięłam, przymierzyłam. Pasowała. Zwycięstwo. Ale czemu nadal wyglądam jak wielka kluska? Znowu kwestia ćwiczeń. Mam za dużo tłuszczu. Błe. Porażka.

Jutro chyba idę ze znajomymi na miasto, potem może na rower. Nie będzie mnie większość dnia w domu. Dam radę zjeść mało.. 200 kcal? Może trochę mniej, może trochę więcej.
W piątek idę z rodzicami do cioci na grilla, nie wymigam się od tego. Chyba, że jeszcze coś wymyślę.

Bilans:
-100g jogurtu 0% (38kcal)
-pół batona musli (50kcal)
-kostka czekolady (30kcal)
-łyżka ryżu (20kcal)
-filet z piersi z kurczaka (51kcal)
-pomidorki koktajlowe (10kcal)
-garść chipsów z pieca (84kcal)
-dwa pierniki w czekoladzie (94kcal)
Razem: 377kcal

Ugh, te dwie ostatnie rzeczy nie potrzebne.
Niby podoba mi się bilans.
A niby nie.
Oprócz tego wyjścia do sklepu, cały dzień leżałam i siedziałam.
Takie aktywne wakacje.

Image result for thinspiracje
 
Trzymajcie się ;*

poniedziałek, 4 lipca 2016

Chyba pierwszy dzień SBD

Na samym początku powiem, że mega dziękuję Wam, za komentarze pod ostatnim postem (i ogólnie, za wszystkie) - dla mnie są dużą motywacją <3.
Dzisiaj po śniadaniu miałam się spotkać ze znajomymi, ale zasnęłam ok. 4:30 i jednak zostałam w domu. Ogólnie ostatnio trochę źle sypiam, ale to chyba przez kawę.. Muszę ją odstawić.
Chyba do 12.00 leżałam w łóżku, potem ktoś zadzwonił do drzwi, otworzyłam, a tam kto? Tata. Super. Miał wyjechać do pracy, a wziął sobie wolne na kilka dni. Powiedział, że był w piekarni i kupił bułki na śniadanie - naszczęście udało mi się wymiagać, śniadanie zjadłam jak wyszedł po coś do sąsiadów (kromka chrupkiego + łyżeczka twarożku).
Po południu pojechaliśmy zrobić zakupy na obiad - w zamyśle mamy miał być kurczak i ryż, a tata postanowił zrobić spaghetti carbonara.
Nie wytrzymam w końcu.
Wróciliśmy, przed jedzeniem poszłam na chwilę na rower (-200 kcal).
Spaghetti było okrooopne, tłuste.. Nie wiem ile miało kcal, wzięłam nie dużą porcję, ale tata zmodyfikował przepis (na gorsze :/)
Przed chwilą wróciłam od fryzjera, teraz mam włosy trochę powyżej ramion i pofarbowane na pseudo-wiśniowy.
Jak tak sobie siedziałam, a obok mnie na podłogę spadały moje włosy, to się zastanawiałam, czy jest sens przez ten tydzień być na Sbd.. Bilanse są niskie, dałabym radę, wiem to, ale jest tata. Miało go nie być.. Tzn. cieszę się, że spędzimy trochę więcej czasu razem, ale wiem, że codziennie będzie wspólne śniadanie, obiad... Mogę się ograniczyć na ten czas do 200-300 kcal, jak będzie możliwość zjem mniej lub zrobię głodówkę.. Nie wiem.. Chyba nie ma sensu lecieć z max. 100 kcal, wiem, że nie będę mogła tyle jeść - jedyne co mi z tego przyjdzie to wykłady rodziców.
W następny tydzień będę miała lepszą sytuacje. Wtedy zacznę.
Teraz ograniczę się do max. 400 - 500 kcal, zależy co wymyślą na obiad.
Z ''cheat day'' narazie się wstrzymam.
Może potem pomyślę.

Image result for thinspo insta
 
Trzymajcie się chudzinki ;*
 
 

sobota, 2 lipca 2016

Do poniedziałku

Wczoraj przyjechała mama, a już dzisiaj przy śniadaniu zaczęła mi dawać wykłady jak to ja mało jem i że to pewnie kolejna głupia moda. Chciałam w niedzielę mieć 48 kg... Teraz boję się co zobaczę. Na samo śniadanie musiałam zjeść jajecznicę i bułkę - pociesza (albo zalamuje) mnie fakt, że nie zrobiłam tego z własnej woli. Postaram się jeść te 1000kcal, może jak wrócimy do domu to mama da mi spokój :/
Zaraz jadę na rower (chyba) więc to nieszczęsne śniadanie spróbuję spalić.
W poniedziałek zaczynam Skinny Bride Diet (drugie podejście xD), rodzice będą siedzieć długo w pracy, więc jak zawale to będzie wyłącznie moja wina. Ale nie zrobię tego. Dam radę.


Trzymajcie się ♡




Btw. Co sądzicie o "cheat day"? Ja już długo się zastanawiam czy takiego dnia raz na jakiś czas sobie nie zrobić...