czwartek, 24 listopada 2016

Nowy początek

Tak więc, postanowiłam, że wrócę. W domu co prawda jeszcze mnie kontrolują, ale ja już nie daję rady, muszę schudnąć. Muszę. Nie wytrzymuję ze sobą, boję się spojrzeć w lustro, a co dopiero wyjść do ludzi.
Ale może od początku.
Kilka dni po tym, jak zadzwonili do mojej mamy ze szkoły, umówiła mnie ona do psychologa. Moja reakcja była raczej negatywna, bo skoro byłam u tego w szkole, to po co mam jeździć do innego i poświęcać dodatkowo godzinę na sam dojazd? Jednak się zgodziłam i teraz, po 5 sesjach mogę stwierdzić, że ten "psycholog" w szkole to była jakaś kpina. Kto otworzyłby się przed kimś, kto tylko siedzi naprzeciwko ciebie i w kółko powtarza "Co się stało? Masz jakiś problem?" (usłyszałam to chyba 10 razy w przeciągu pół godziny). No błagam. Nawet o imię mnie się nie zapytała. 
Spotkania, na które teraz chodzę, są całkiem ok, ale nie wspominałam nic o odchudzaniu. Bałam się powiedzieć, bo przecież od początku listopada jem jak świnia, więc gdzie tu miejsce na dietę.

No więc przez ten (prawie) miesiąc musiałam jeść normalnie. Wróć. To nie było normalnie, to było o wiele za dużo. Wyglądam okropnie, ale przynajmniej mama się mniej czepia. Przez ten cały czas, tylko wczoraj (i dziś) miałam bilans mniejszy niż 1000 kcal. TRAGEDIA. 

W szkole mam masę zaległości, boję się czasami wyjść z domu, bo mam wrażenie, że wszyscy się na mnie gapią. 
Do tego dochodzi jeszcze coś typu lęków nocnych i koszmarów, przez co nie pamiętam, kiedy spałam więcej niż 5godzin.

Zmieniając trochę temat, w mojej klasie jest (była) dziewczyna, która też jest motylkiem. Kiedyś nawet byłyśmy razem na diecie, była chyba jedyną osobą, która rozumiała co czuję. Przedwczoraj na pierwszej lekcji źle się czuła, oczywiście wiedziałam, że znowu nałykała się jakiś tabletek, albo od kilku dni nic nie jadła, ale siedziałam cicho. Następnego dnia zostałam w domu, a dzisiaj w szkole dowiedziałam się, że zamknęli ją w ośrodku socjoterapii. Niby nie byłyśmy ze sobą jakoś bardzo zżyte, często mówiłyśmy sobie tylko ile zjadłyśmy itp., ale odkąd się dowiedziałam, cały czas chce mi się płakać.

Co do płakania, od tygodnia mam zepsuty nastrój, nie wiem czemu. We wtorek już nie wytrzymałam i wygrzebałam z szafy żyletkę (tak, nie wyrzuciłam wszystkich). Nienawidzę siebie za to. Miałam tego nie robić, tak dobrze mi szło, a teraz ciągnie mnie, żeby zamknąć się w pokoju i tylko patrzeć, jak ten mały przedmiot tnie moje ciało.

Bilans wczorajszy:
-50g twarogu 0,5%
-jabłko
-4 kostki czekolady :((
-100g pomelo
-3łyżki ryżu i 100g ryby
-trochę suszonej żurawiny
Razem:500kcal

Bilans dzisiejszy:
- sałatka (rukola, pomidor, feta)
-150g pomelo
-2 wafle kukurydziane
-ciastko owsiane (duże :( )
Razem: 450 kcal

Znalezione obrazy dla zapytania asian thigh gap

Mam nadzieję, że chociaż Wy się lepiej trzymacie.

środa, 2 listopada 2016

Koniec

Nawet nie wiem od czego zacząć... W ciągu tego tygodnia wszystko się pozmieniało.
Ze szkoły zadzwonili do rodziców i powiedzieli o ranach, a potem kazali mi pójść do psychologa, który powiedział, że dobrze by było, jakbym poszła do psychiatry po jakieś leki, a oprócz tego mam przychodzić do niego albo innego psychologa. Tylko, że ja już się czuję lepiej. Tak myślę.
Co do rodziców, to mama dowiedziała się o "motylkach", tzn. usłyszała gdzieś o tym i powiedziała, że ja się zachowuje tak, jakbym nim była. Oczywiście zaprzeczyłam, a potem jak zaczęła przeszukiwać mój pokój i znalazła jakieś kartki na których były zapisane diety, kalorie i ćwiczenia przyznalam się, że przed wakacjami się trochę odchudzalam, a teraz jem normalnie, nie ma się o co martwić itd. Nie wiem czy mi uwierzyła, pewnie nie. Codziennie się mnie wypytuje ile i co zjadłam, więc chyba was nie zaskoczę, jak napiszę, że przy niej staram się jeść dużo. Z łazienki zniknęła waga, nie chciałam pytać gdzie jest, ale mój brat się jej zapytał, na co ona odpowiedziała, że nie jest nam już potrzebna.
Wczoraj byłam na rodzinnym obiedzie, nie pytajcie ile zjadłam.. Nawet nie miałam kiedy tego zwymiotować, bo mam wrażenie, że jak jestem w łazience to mama stoi przy drzwiach i tylko czego żeby powiedzieć "A nie mówiłam? Wiedziałam, że to zwymiotujesz!".
Dzisiaj nic specjalnego się nie działo, byłam po szkole na zakupach po jakieś buty, ale nic mi się nie podobało. Do tego jestem chora, leżę po uszy w chusteczkach do nosa i nie mam nawet siły na zwykłe brzuszki.

Bilans:
- 2 wafle ryżowe (55kcal)
- 100g jogurtu (67kcal)
- pełnoziarnista tortilla z kurczakiem i sosem tzatziki (350kcal)
Razem: 472 kcal
+ do tego dojdzie pewnie jakaś "mała" kolacja (150kcal)

Nie spodziewajcie się mnie przez najbliższy czas, bo rodzice odłączyli mi Internet, chyba że tak jak teraz złapię jakieś wi-fi, to postaram się jakoś odezwać.

(Chyba nie muszę mówić, że na razie zawieszam dietę?)

Trzymajcie się chudo! ;**