Po napisaniu poprzedniego postu, mama zawołała mnie do kuchni i powiedziała, że zrobiła kolację (nie mam pojęcia co to było: wielki, puchaty naleśnik), moja pierwsza myśl to "ta kobieta oszalała? Myśli, że to zjem?". Ale jak przyszło co do czego, usiadłam obok niej w salonie i zjadłam całego. Kurwa no brawo Julia :> Nie czuję teraz złości, żalu, wstrętu i to mnie śmieszy. Bawi mnie całe to moje pseudo-odchudzanie, wmawianie sobie, że jak już osiągnę cel będzie dobrze. Dobrze będzie jak wreszcie przestanę sobie myśleć, planować, a zacznę robić.
Bilans na jutro napiszę już teraz, chce potem powiedzieć, że go przestrzegałam i nic nie zjebałam. Chcę mieć jeszcze więcej motywacji.
Śniadanie: 1 średnia marchewka
pół szklanki mleka 0,5%
Razem: 60kcal
*drugie śniadanie: pół "soku" Fruktajl
61kcal
Obiad: nie mam pojęcia co będzie, ale nie przekroczę 130kcal
Razem nie powinnam zjeść więcej niż 250kcal, mam nadzieję że jutrzejszy post to potwierdzi.
E tam pseudo-odchudzanie.
OdpowiedzUsuńBo masz rację, kiedy zaakceptujesz siebie będzie dobrze, uwierz... Miej cel, dąż do niego, po porażkach się podnoś, a prędzej czy później się uda.
Poza tym dziś zrekompensowałaś sobie tego naleśnika c: Śliczny bilans!